Skrzynka pocztowa czytelnika: moje doświadczenia z atakiem bezpańskich psów w Pattaya

Poniższy artykuł jest nadesłany przez czytelnika Pattaya News. Zawarte w nich opinie i wypowiedzi są całkowicie ich własnymi i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko TPN Media.

Piszę to jako miłośniczka zwierząt, a zwłaszcza psów.

W poniedziałek 15 kwietnia o godzinie 06:00 rozpocząłem swój regularny spacer po jeziorze Mapprachan, korzystając jak zawsze z udostępnionych ścieżek spacerowych i rowerowych.

Tego ranka nad jeziorem było bardzo tłoczno, ponieważ uważałem to za święto państwowe ze względu na Songkran, tajski Nowy Rok. Wiele osób przybyło wcześnie, zarówno na rowerze, jak i na piechotę, aby uniknąć nadchodzącego upału dnia.

Podobnie jak przy wielu poprzednich okazjach podczas spaceru obserwowałem wiele psów Soi, z których wiele jest mi znanych, ponieważ często je mijam, do tego stopnia, że ​​kilka z nich ma imiona. Nigdy nie postrzegałem ich jako zagrożenia.

Kiedy dotarłem na drugi koniec jeziora w głębi lądu, gdzie zbiegają się dwie drogi w pobliżu toru motor x, zatrzymałem się, aby sprawdzić telefon, w tym momencie poczułem ostry ból w nodze. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że pies Soi zatopił swój zęby w moją lewą nogę i zaczynałem rozdzierać ciało, udało mi się go szybko wyprzeć, w tym momencie pies próbował wrócić po więcej, pozostała część stada, około 5-6 psów, jest teraz podekscytowana zamieszaniem stał się agresywny i zaczął się do mnie zbliżać w groźny sposób, dla mnie była to teraz prosta sprawa walki lub ucieczki, wiem z własnego doświadczenia, że ​​odwrócenie się i ucieczka tylko zwiększyłaby zaciekłość stada, co spowodowałoby, że mnie gonili próba powalenia mnie. To nie skończyłoby się dobrze.

Zamiast tego zdecydowałem się walczyć. Zrobiłem się jak największy, krzyczałem na nich z całą siłą, na jaką mogłem się zdobyć, szukałem kija lub broni, której mógłbym użyć do obrony, ale żadnej nie było. Na początku doszło do ostrej wymiany zdań, ponieważ psy były zaskoczone moją reakcją. Nie udawałem ani się nie bałem, byłem naprawdę wściekły. Podczas chwilowego starcia zaatakowałem ich, a oni odpowiednio się wycofali i zaczęli się oddalać.
W sumie atak trwał nie dłużej niż kilka minut.

Po obejrzeniu moich obrażeń było dla mnie jasne, że poza zwykłymi zastrzykami związanymi z ugryzieniem przez psa będę potrzebował interwencji chirurgicznej, ponieważ traciłem dużo krwi, ponieważ rany były otwarte i podatne na infekcję, dwie głębokie rany kłute były widoczne w postaci ran szarpanych z tyłu mięśnia łydki. Zdjęcia ataku znajdują się na dole artykułu dla tych, którzy chcą je zobaczyć, ale w ramach przestrogi mogą przeszkadzać wrażliwym widzom. Dyskrecja Widza jest zalecana.

Szybko stało się jasne, że nie będę w stanie wrócić do transportu oddalonego o jakieś 4 km ze względu na ciągłą utratę krwi i zapalenie nogi. Zadzwoniłem do żony, żeby przyjechała po mnie i zabrała mnie do najbliższego szpitala na natychmiastowe leczenie.

Skutki ataku słyszało i widziało wielu lokalnych spacerowiczów i rowerzystów. Chciałbym im osobiście podziękować za troskę i pomoc do tego stopnia, że ​​chcieli mnie zawieźć do szpitala.

Minęło 8 dni, właśnie zdjęto mi szwy i mogę się poruszać z lekkim dyskomfortem. Mam 3 zestawy szczepionek przeciwko wściekliźnie, a ostatni zestaw ma zostać zużyty za 2 tygodnie.

Pomijając czas, ból i koszty incydentu, tak naprawdę martwię się tym, czy to stado, a na pewno ten konkretny pies, zaatakuje ponownie. Konsekwencje mogą być nie do pomyślenia, większość ludzi nie będzie stać i walczyć, będą uciekać, ośmielając psy do dalszej agresji. Nie daj Boże, żeby ich następną ofiarą było małe dziecko.

Chcę jasno powiedzieć, że atak na mnie był całkowicie niesprowokowany i nieprzemyślany. To powiedziawszy, to samo może spotkać każdego.

Od czasu ataku rozmawiałem z wieloma innymi spacerowiczami i rowerzystami, którzy doświadczyli agresji ze strony tej konkretnej grupy.

Należy coś zrobić, aby ograniczyć to zagrożenie. Gdy będę w 100% sprawny, ponownie wybiorę się na spacer po okolicy, tym razem dla ochrony będę nosić laskę. Smutne, ale konieczne.

Podczas spaceru po jeziorze Mapprachan należy w ogóle zachować ostrożność. Uwaga: Skontaktowano się także z lokalnymi grupami zajmującymi się zwierzętami, które pomagają w zaistniałej sytuacji, próbując w szczególności zidentyfikować agresywnego psa.

Dziękuję, D.

Zdjęcia zdarzenia. Uwaga, mogą przeszkadzać wrażliwym widzom. Dyskrecja Widza jest zalecana.

Zapisz się!
Adam Judd
Pan Adam Judd jest współwłaścicielem TPN Media od grudnia 2017 roku. Pochodzi z Waszyngtonu w Ameryce, ale mieszkał także w Dallas, Sarasocie i Portsmouth. Ma doświadczenie w sprzedaży detalicznej, HR i zarządzaniu operacjami. Od wielu lat pisze o wiadomościach i Tajlandii. Mieszka w Pattaya od ponad dziewięciu lat jako pełnoetatowy mieszkaniec, jest dobrze znany lokalnie i regularnie odwiedza ten kraj od ponad dekady. Jego pełne dane kontaktowe, w tym dane kontaktowe biura, można znaleźć na naszej stronie Kontakt poniżej. Historie prosimy o e-mail Editor@ThePattayanews.com O nas: https://thepattayanews.com/about-us/ Skontaktuj się z nami: https://thepattayanews.com/contact-us/